Centrum handlowe Arcade w sobotnie popołudnie przeżywało prawdziwe oblężenie. Po raz pierwszy przekroczyłam progi sklepów, których wystawy oglądałam wcześniej zazdrośnie zza szyby. Część sprzedawców kojarzyła moją ciotkę, zagadywali mnie przyjaźnie. Dość szybko znalazłam to, czego potrzebowałam, choć widziałam, że Elaine przy niektórych moich wyborach zmarszczyła czoło. Powstrzymała się jednak od komentarza.
Przed szesnastą przekazałam Kennethowi reklamówki. Ciotka wymownie postukała paznokciem w zegarek.
- Masz dwie godziny, musimy wrócić na kolację – zakomunikowała – Czekaj na nas przy samochodzie.
Skinęłam tylko głową i czym prędzej zniknęłam im z oczu.
Wjechałam na pierwsze piętro, dziewczyny dostrzegłam już z daleka. Uściskały mnie serdecznie.
- Zamówiłyśmy parmeńską, twoja ulubiona – uśmiechnęła się Jules.
- Wyglądasz obłędnie w tej kiecce! – dodała Eve, omiatając mnie wzrokiem od stóp do głowy.
- Przynajmniej ty tak uważasz. Chodźmy już, jestem głodna – pociągnęłam je do stolika.
- No to opowiadaj! – Juliet klasnęła w dłonie.
- Mam taki mętlik w głowie, że sobie nawet nie wyobrażacie – ugryzłam kęs i pokiwałam głową z uznaniem – Najlepsza pizza w mieście.
- Hej, bo zbaczasz z tematu, koleżanko – upomniała mnie Eve – Do brzegu! Dlaczego mętlik? Chodzi o tę sprawę z pokojem?
- To też – kiwnęłam głową – W jednej z szafek biurka brak kluczyka. Tylko w tej – zaznaczyłam.
- Może zaginął, tak się zdarza – Eve wzruszyła ramionami.
- Albo ktoś pomógł mu zginąć – wpadła jej w słowo Jules, wielbicielka wszelkich teorii spiskowych – Mówiłaś, że Elaine nie pozwoliła się zbliżyć do pokoju.
- No tak, ponoć sama go przygotowała. Myślisz, że chciała coś zataić? – podniosłam na nią szare oczy.
- Ty nam powiedz. Pokłóciłyście się już pierwszego dnia.
- Po prostu nie mogłam znieść tego, co mówiła o mojej matce. No wiecie, że mnie zostawiła, uciekła i tak dalej – aż się wzdrygnęłam.
- Też twierdzi, że nie żyje? - drążyła Eve.
- Tego nie powiedziała. Ale ja w to nie wierzę, rozumiecie? - podniosłam głos, w moich oczach pojawiły się łzy - Nie wierzę, że mogła mnie ot tak po prostu porzucić. Nawet jeśli rzeczywiście uciekła, musiała mieć powód!
Jaki? Nie wiedziałam. Dyrektorka domu dziecka konsekwentnie zbywała moje pytania o tamten lipcowy wieczór, kiedy do nich trafiłam. Z kolei żaden z wychowawców nie pracował tam na tyle długo, by cokolwiek pamiętać. Zostałam z tym wszystkim sama. Aż do teraz.
- No dobra - Eve upiła łyk lemoniady - Wiemy już, że raczej nie miały dobrych relacji. A jak jest z tobą? Udało wam się w końcu jakoś dogadać?
- Jakoś - wzruszyłam ramionami - Przeprosiła mnie, tak. Ale wciąż mnie do niej porównuje.
- Obie potrzebujecie czasu - dotknęła mojej dłoni - Zwolnij, Kate. Wiem, że się tym zachłysnęłaś, bo w końcu masz szansę się czegoś dowiedzieć i tak dalej. Musicie się dotrzeć, początki nigdy nie są łatwe.
- Zaczyna się - Juliet wywróciła oczami.
- Nie no, ma rację - sięgnęłam po kolejny kawałek pizzy - Danny twierdzi, że ona przeżywa to wszystko nie mniej niż ja. W to też nie wierzę.
- Danny to ten fajny? - Jules aż się uśmiechnęła.
- Aha - przełknęłam kęs - Ogrodnik.
- I co z nim? - dopytywała.
- Jest spoko, wyluzowany gość. Dobrze nam się gada, tak samo z sąsiadką. Oni na bank coś wiedzą.
- No i ekstra! - wykrzyknęła trochę zbyt głośno, bo kilka osób spojrzało w naszą stronę - Oj - zakryła usta dłonią.
Eve podkręciła głową z politowaniem.
- Tak, Juliet, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. A my mamy już jakiś punkt zaczepienia – wbiła we mnie wzrok – Coś mówili konkretnego?
- W sumie potwierdzili, że miały konflikt, ale nic więcej nie wiem.
- Jeszcze nie – podkreśliła.
- Tak jest – uśmiechnęłam się mimowolnie.
Dodały mi odwagi, to trzeba przyznać. Postanowiłam, że jeszcze tego samego wieczoru zabiorę się za szukanie kluczyka. Póki co jednak chciałam się po prostu dobrze bawić. Uniosłam swoją szklankę.
- Za nasze śledztwo.
I nawet obojętny ton, z jakim Elaine zadała pytanie „Dobrze się bawiłaś?”, nie zdołał popsuć mi nastroju.
***
Po kolacji zaoferowałam się pomóc Harriet w zmywaniu.
- Jak było na zakupach? – zagadnęła.
- W porządku – podałam jej talerze – Nie miałam pojęcia, że ciocia jest tak znana w miasteczku.
- Złotko, jeszcze wielu rzeczy nie wiesz – zaśmiała się – Jest, jest. Choć, czy to dobrze, to nie byłabym taka pewna.
- Dlaczego? – zdziwiłam się – Mówi pani zagadkami.
- Bo cały ten dom to jedna wielka zagadka – do kuchni dumnym krokiem wmaszerował Crible.
- A ty nie masz nic do roboty? – Harriet ścięła go wzrokiem.
- Nie – oparł łokieć na kuchennym blacie i uśmiechnął się lekko – Drugiego tak równego żywopłotu nie znajdziecie, moje panie.
- Elaine musi być z ciebie bardzo dumna – ironizowała dalej.
- Wiesz, Har, trudno powiedzieć. Nasza szefowa jest bardzo oszczędna w słowach – wyjął z lodówki puszkę coli, pstryknęła zawleczka.
- Nie boicie się, że was usłyszy? – rzuciłam znad mytego kubka.
- A niech słyszy, jak się ludzie cieszą życiem – odparła gosposia – Danny, podaj patelnię. Już wystarczy, kochaniutka – zwróciła się do mnie – Zmykaj, bo będzie afera.
- Tak jakby miała jakiekolwiek prawo mi mówić, z kim mogę rozmawiać we własnym domu – prychnęłam, dobitniej podkreślając „własnym”.
Wymienili z Criblem porozumiewawcze spojrzenia.
- No co, nie mam racji? – zdziwiłam się.
- Masz, masz – zachichotała Harriet – Po prostu gdzieś to już słyszałam.
- Pani dobrze zna moją rodzinę, prawda? – spojrzałam na nią z nadzieją.
- Mówiłam, że zdeterminowana? – wciąż się uśmiechała – Czy dobrze? Lepiej niż bym tego chciała, złotko – westchnęła.
- Ja tylko szukam odpowiedzi…
- A no pewnie – wpadła mi w słowo – Każdy by szukał, zwłaszcza w twojej sytuacji. Jesteś bystra i nie dajesz sobą poniewierać. To już coś - nagle umilkła i zabrała się za moczenie patelni, którą wciąż trzymała w rękach.
Chwilę później zajrzała Elaine.
- A ty co tu jeszcze robisz? – spiorunowała mnie wzrokiem – Coś ci chyba mówiłam o pogaduszkach ze służbą.
- Pomagam – odparłam spokojnie, wskazując ruchem ręki na rząd kubków suszących się przy zlewie. Pokiwała głową – Coś się stało?
- Nie – spuściła nieco z tonu – Chciałam… porozmawiać.
Kątem oka zauważyłam, jak Harriet zaskoczona uniosła brwi.
- Dasz mi pięć minut? Skończę zmywać – sięgnęłam po talerz i przetarłam go szmatką.
- Dobrze. Czekam w salonie – odeszła wolnym krokiem, niedbale odrzuciła rude włosy przez ramię.
- No, no, no – gosposia pokiwała głową z uznaniem – Rozmawiać, ciekawe o czym. Sumienie się odezwało?
- Jeszcze wczoraj nawet nie zapytała, jak się czujesz – przypomniał Crible, wziął solidny łyk coli.
Czyżby aż tak przejęła się tym, co jej powiedziałam?, przemknęło mi przez głowę. Nawet nie skłamałam. Naprawdę byłam jej wdzięczna. Cóż, poszukiwania kluczyka musiały zaczekać.
- Może przemyślała sobie parę spraw – wzruszyłam ramionami.
- To biegnij i się dowiedz – pożegnało mnie łagodne spojrzenie Harriet.
***
Niecałe pół godziny później przymknęłam drzwi swojego pokoju. Musiałam czymś zająć myśli. Zamigotał ekran komputera, otworzyłam plik z referatem, przed monitorem położyłam książkę Kennetha. Przez chwilę czytałam, dopisałam kilka zdań. Zajrzałam do pierwszej szuflady – ani śladu kluczyka. W kolejnej podobnie. Została ostatnia.
Wtedy ktoś zapukał. Poderwałam się wystraszona, dłoń zastygła na rączce.
- To tylko ja – zajrzał Crible – Wszystko w porządku?
- Aha – odparłam, a w środku odetchnęłam – Szukałam karteczek – dla niepoznaki wyciągnęłam kilka z wciąż otwartej szuflady. Nie patrzyłam w jego stronę.
- Dużo ci zostało? – słyszałam, że zamknął drzwi i stanął za mną.
- Nie, mam ponad połowę. Idzie gładko. Kenneth może i jest sztywniakiem, ale bardzo mi pomógł – przebiegłam wzrokiem po tekście.
- Zazdroszczę, ja nie znosiłem tej pisaniny, choć historię lubiłem – zaśmiał się – W takim razie nie będę ci przeszkadzał.
- Spokojnie, mam czas do poniedziałku – zapisałam dokument i wyłączyłam monitor. Odwróciłam się w jego stronę – Harriet cię przysłała na wywiad?
- Sam się przysłałem – na jego twarzy wciąż gościł ironiczny uśmieszek – A w zasadzie chcieliśmy ci zaproponować spacer po okolicy.
- Teraz? – zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziewiąta.
- No jasne, że nie. Jutro. Pogadamy bez świadków – mrugnął.
- Chętnie! – szczerze się ucieszyłam. Lubiłam tę dwójkę. Wnosili trochę optymizmu do tego ponurego światka, w którym żyła moja ciotka.
- Tylko jest jeden warunek – nie spuszczał ze mnie wzroku – Masz skończyć referat i dać mi do przeczytania – wyciągnął dłoń.
- Stoi – uścisnęłam ją bez chwili wahania.
- No to do roboty. Jak coś, będę u siebie – wyszedł, zamykając drzwi.
Zanim jednak wróciłam do pisania, sprawdziłam ostatnią z szuflad. W niej także nie znalazłam kluczyka. Niech to szlag, pomyślałam. Przecież nie zapadł się pod ziemię. Mogłabym zapytać Crible’a, skoro miałam go po swojej stronie. A jednocześnie nie chciałam go wtajemniczać w moje poszukiwania. No, przynajmniej na razie. Postanowiłam pójść za radą Eve i dać sobie czas.
Skupiłam się zatem na pracy semestralnej. Po godzinie leżała świeżo wydrukowana na moim biurku, a ja zamknęłam ostatnią książkę. Odetchnęłam. Wyjrzałam na korytarz. Z gabinetu Kennetha jeszcze sączyło się światło. Zebrałam jego materiały, dołączyłam kopie referatu i zapukałam nieśmiało.
- Proszę! – usłyszałam.
Siedział przy biurku, czytał jakiś stos papierów. Na mój widok poderwał się i wygładził marynarkę.
- I jak? – zagadnął.
- Dziękuję za materiały, bardzo się przydały – odparłam, nieco zmieszana – Przyniosłam całość pracy – podałam mu kartki.
- Cieszę się. Jutro dam ci znać, czy jest w porządku – złożył je na pół i wsunął między swoje dokumenty – A teraz przepraszam cię najmocniej, ale jestem zajęty. Dobranoc – prawie wypchnął mnie za drzwi, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
Ciotka już spała, dlatego na paluszkach przekradłam się na schody do pokoju Danny’ego. Otworzył mi, wślizgnęłam się do środka. Zapalił lampy.
- Skończyłam – położyłam esej na szafce nocnej – Umowa dotrzymana.
- No to z rana wyruszamy – uśmiechnął się, odgarnął kosmyk włosów, który niedbale opadł mu na czoło – Powiedz chociaż, jak się czujesz.
- Jest okay – odparłam, choć chyba sama nie do końca w to wierzyłam - Miłej lektury, porozmawiamy jutro. Dobranoc.
***
lipiec 2023
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz