PODOBIEŃSTWO OSÓB, MIEJSC I ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE
***
Za drzwiami ujrzałam mały pokoik, w którym nie starczyło miejsca na nic więcej poza mosiężnym łóżkiem, komodą i szafą. Przez niewielkie okienko wpadało niewiele światła, co dodawało pokojowi mroku i depresyjnego nastroju.
- O Chryste... - wyszeptałam bezwiednie.
- No, pięciogwiazdkowy hotel to to nie jest, fakt - zaśmiał się gorzko - Ale przynajmniej tu możemy porozmawiać bez świadków - usiadł na łóżku i zaprosił mnie gestem - Jak się czujesz?
W tym momencie dotarło do mnie, że Elaine ani razu nie zadała mi tego pytania.
- Zagubiona - odparłam zgodnie z prawdą - W końcu mam rodzinę. Taką prawdziwą, nie wychowawców z domu dziecka.
- Jak ci tam było? - podchwycił temat.
- Całkiem znośnie, będę tęsknić nawet. Mam cudowne kumpele, są mi jak siostry.
- Domyślam się, że jest ci trudno. Uwierz mi lub nie, Elaine też - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie wygląda - prychnęłam.
- Wiem, co widziałem - mrugnął - Inaczej nie oddałaby ci pokoju twojej matki
- Słucham? - zatkało mnie.
- Sama go wysprzątała, nie pozwoliła mi się do niego zbliżyć.
Serce zabiło mi jak oszalałe. On musi coś wiedzieć, pomyślałam.
Ale wtedy wstał.
- Chodź, bo będą nas szukać.
Kenneth wyjrzał zza drzwi swojego gabinetu, gdy schodziliśmy korytarzem.
- Co, chwalisz się salonami? - wyszczerzył się.
- Wąsik ci się odkleja, Lockwood - rzucił tylko.
Dokończyłam rozpakowywanie ożywiona tym, co usłyszałam od Crible'a. Myśli kłębiły mi się w głowie jak oszalałe. Miałam tyle pytań.
Na kolację zeszłam uradowana, jak gdybym co najmniej wygrała milion dolarów na loterii.
- Widzę, że masz dobry humor. To świetnie - skwitowała Elaine - Poznaj Harriet - skinęła głową na wysoką ciemnowłosą kobietę smażącą omlety - Gotuje u nas, mieszka po sąsiedzku.
- Dobry wieczór - Harriet odwróciła się w moją stronę, uśmiechając się ciepło - Ty musisz być Katerine.
- Zgadza się - odparłam - Gdzie Crible? Nie powinien już wracać?
- Och - ciocia machnęła lekceważąco ręką - Nie zaprzątaj sobie swojej ślicznej główki tym idiotą. Przyjdzie, kiedy będzie miał ochotę. Ten typ tak ma.
- Idę go poszukać, zaraz wracam.
Wybiegłam do ogrodu. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam Danny'ego na tyłach domu, siedział na huśtawce ogrodowej.
- Chodź na kolację.
- A sądziłem, że to ja będę popędzał ciebie - roześmiał się - Nie czekaj na mnie, Kate. Zjem później, może skoczę do kumpla.
- Nie ma mowy - złapałam go za ramię.
- Jesteś naprawdę miła i tak dalej - spoważniał - Ale ja i twoja ciotka nie najlepiej się dogadujemy. Nie życzy sobie mnie tam, więc nie będę jej wchodził w drogę.
- Dlaczego tak? - drążyłam.
- Może kiedyś ci opowiem. A teraz uciekaj, no już. Smacznego.
Usiadłam do stołu, wciąż roztrząsając w myślach ostatnie wydarzenia. Jadłam w milczeniu.
- Smakuje? - spytała Harriet.
- Tak, jak najbardziej - wzięłam do ust kolejny kęs, usiłując zamaskować zdenerwowanie.
- Na Boga, co się z tobą dzieje? - wzburzyła się nagle Elaine, wspierana dodatkowo przez świdrujące oczka Kennetha. Milczący asystent, zaśmiałam się w duchu.
- Miło, że w końcu zapytałaś - zmieniłam ton - Tak się składa, że to mój pierwszy dzień w nowym domu. Własnym domu. Twoim domu. A mam wrażenie, że kompletnie nie obchodzi cię, co czuję.
- Patrzcie państwo, jaka bezczelna! - oburzyła się - Mnie nie obchodzi! A kogo ma obchodzić, jak nie mnie? Może twoją mamusię, która dała nogę chwilę po tym, jak cię urodziła?
Tego było już za wiele.
- Wypluj te słowa - wysyczałam.
Zauważyłam, że Harriet przygląda nam się badawczo.
- Elaine, daj jej spokój – wtedy w progu stanął Crible - Dziewczyna ma rację, potrzebuje czasu.
- Lizus - Kenneth minął go, podkręcając wąsik.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Crible - dodała ciotka, wstając od stołu - Lepiej pozmywaj naczynia. Harriet, możesz iść – odprawiła ją - Katerine, pomóż Crible'owi. Dobranoc - wyszła na schody, mrucząc coś pod nosem.
- Dzięki - mrugnęłam do niego i oddałam mu ostatniego omleta.
- Akurat ona jest ostatnią osobą, która powinna oczerniać kogokolwiek – odparł zirytowany, ale Harriet uciszyła go ruchem ręki i spojrzała wymownie w stronę schodów.
- Zapomniałeś, że ściany mają uszy? – syknęła.
- Ale to prawda, dobrze wiesz.
- Oczywiście, że wiem. Daj te kubki, złotko – zwróciła się do mnie – Nie zrobisz jej satysfakcji.
- Chciałam tylko bronić swojej matki – zacisnęłam usta – Ja wiem, że ona nie zrobiła tego specjalnie, nie zostawiłaby mnie.
- To zrozumiałe – odparła – Masz silny charakter, a Elaine najchętniej by rozstawiała wszystkich po kątach. Wystarczy, że z Vivian jej się nie udało.
- To znaczy? – zwróciłam na nią wzrok – Co dokładnie pani wie?
Crible odkaszlnął.
- Wiem, że jesteś zdeterminowana. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałaś, co? – uśmiechnęła się blado, widząc moją minę – To nie jest dobry czas i miejsce – ściszyła głos - Idźcie już, ja tu ogarnę. Do jutra.
Pożegnaliśmy się z Criblem w korytarzu i cichaczem zamknęłam drzwi pokoju. Oparłam się o nie i wypuściłam głęboko powietrze. Wzięłam telefon z szafki nocnej i wyszłam na balkon. Zadzwoniłam do Eve.
- No nareszcie! - wykrzyknęła na powitanie - Już myślałyśmy, że zabalowałaś.
- Naiwna - prychnęłam - Jest Julie?
- Jeszcze pytasz, jasna sprawa - dobiegł mnie jej głos - Opowiadaj!
Spojrzałam na zmierzchające niebo.
- Już zdążyłyśmy się pokłócić.
- Czyli jesteś w formie! - zaśmiała się Eve - Będzie zabawnie.
- O, na pewno - przeczesałam ciemnoblond włosy palcami - Dostałam pokój mojej matki.
- Pieprzysz! - oczami wyobraźni niemal widziałam, jak Julie oderwała się od laptopa - Ciotka ci powiedziała?
- Nie ona, tylko jej ogrodnik Danny Crible. Jedyny normalny, on i gosposia - uśmiechnęłam się mimowolnie - Mają z nią kosę i to widać na kilometr.
- Coś wiedzą o Vivian? - drążyła Eve.
- Harriet na pewno. A Crible… Elaine nie pozwoliła mu się zbliżyć do tego pokoju. Może coś przeoczyła, na nasze szczęście.
- Trzymamy kciuki, mała. Widzimy się w poniedziałek, buźka - rozłączyła się.
Westchnęłam i wróciłam do pokoju. Omiotłam go wzrokiem, podeszłam do biurka. W szafce brakowało kluczyka.
- O cholera - przyklękłam przy niej.
Otworzyłam szuflady wypełnione po brzegi artykułami biurowymi, zakupionymi zresztą całkiem niedawno. Pomyślałam, że może klucz jest w którejś z nich. Wtem usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Dla niepoznaki włączyłam komputer.
Ktoś zapukał do drzwi. Zajrzała Elaine.
- Mogę? - spytała.
- Przygotowuję pracę semestralną z historii, ale wejdź - otworzyłam przeglądarkę, nie patrząc w jej kierunku.
- Kenneth jest pasjonatem historii, ma mnóstwo książek. Może ci pomóc - słyszalam, jak usiadła na łóżku.
- To tłumaczy, dlaczego jest taki sztywny. Nie, dzięki, poradzę sobie - sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam teczkę.
- Chciałam cię przeprosić. No wiesz, za to, co powiedziałam o twojej matce i...
Odwróciłam się gwałtownie.
- Nie chcę o niej rozmawiać, nie teraz i nie z tobą - starałam się być spokojna.
- Jesteś do niej bardzo podobna, Katerine - brnęła - Zauważyłam to już podczas pierwszej wizyty.
Drgnęłam.
- Naprawdę muszę się zająć pracą. Dobranoc, ciociu - ostatnie słowo przełknęłam z trudem.
***
W weekendy śniadanie w białym domu z czerwonym dachem jadano o ósmej, o czym dowiedziałam się tylko dzięki łomotaniu w zamknięte drzwi mojego pokoju. Łomotał Crible.
- Masz dziesięć minut, żeby uniknąć karnej pracy w ogrodzie, więc radzę ci się pospieszyć.
- Wolę pracę w ogrodzie niż pisanie pracy semestralnej z Lockwoodem - mruknęłam, otwierając szafę.
Weszłam do kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy. Harriet skinęła głową, Elaine mieszała obojętnie swoją herbatę, Kenneth czytał poranną gazetę.
- Jak twój referat z historii? - zagadał.
Spojrzałam na Danny'ego wzrokiem typu "A nie mówiłam?" i usiadłam do stołu, wciąż się uśmiechając.
- W porządku, dzięki - ugryzłam kęs kanapki z dżemem truskawkowym - Dobre. Gdzie kupiłaś?
- Jego zapytaj - ciotka lekceważąco machnęła dłonią w stronę Crible'a.
- Domowej roboty - pochwalił się.
- A ty co taka naburmuszona? - spojrzałam na Elaine.
- Wydaje ci się. Po południu pojedziemy na zakupy - omiotła zdegustowanym spojrzeniem moje powycierane dżinsowe spodenki - Musisz jakoś wyglądać.
- Spoko - wymamrotałam z pełnymi ustami - Może spotkam się z dziewczy...
- Nie ma mowy - przerwała mi ostro - Nie życzę sobie, żebyś się z nimi zadawała.
- Jakbyś nie zauważyła, nie mam nikogo innego - zmarszczyłam czoło - Przyjęłam twoje warunki, więc ty przyjmij moje.
Przewróciła oczami.
- Obiad jest o 13:30 - rzuciła tylko i wyszła do salonu. Kenneth łypnął znad gazety.
- Masz charakterek, ślicznotko - skwitował.
- No widzi pan, to rodzinne - przekrzywiłam głowę.
- Jeszcze będą z tobą kłopoty - stwierdził z ciężkim westchnieniem, rzucił pismo na stół i majestatycznym krokiem podążył za ciotką.
- A pajac twierdzi, że to ty jesteś lizusem, Danny – Harriet przewróciła oczami – Patrz tylko, leci za nią jak ten francuski piesek.
Crible tylko wzruszył ramionami.
- Musi być iście wybitnym szoferem, skoro ma własny gabinet – zachichotałam, wstając od stołu i zbierając kubki po herbacie.
- O, kochaniutka. Żeby to jeszcze był jego gabinet – gosposię niezwykle rozbawiła moja uwaga.
- A czyj? – zainteresowałam się.
Wtedy zajrzał Lockwood.
- Harriet, pozwól na chwilę – wyszczerzył się sztucznie.
- Co tym razem? – wyszeptał Crible – Masz mu wypolerować nowe buty?
- Wypoleruję to podłogę jego gębą, jak stracę cierpliwość. A Bóg mi świadkiem, to już niedługo – odparowała na odchodnym.
- No, to czyj był ten gabinet? – spojrzałam na Crible’a z nadzieją.
- Nie mam pojęcia – pokręcił głową - Kenneth już tu był, gdy zacząłem pracę. No właśnie, róże wzywają. Idziesz? – wyciągnął dłoń.
Za dużo tych tajemnic, pomyślałam. No i wciąż wracała do mnie ta zamknięta szafka biurka… Co też mogła skrywać?
Wyszliśmy do ogrodu. Usiadłam na huśtawce. Przymknęłam powieki, wystawiając twarz ku prażącemu słońcu. Odetchnęłam głęboko. Pierwszy weekend we własnym domu, w prawdziwej rodzinie. Więc dlaczego czułam się taka samotna? Ano pewnie dlatego, że namiastka tej rodziny nawet nie raczyła wyściubić nosa z salonu. Po raz kolejny zresztą. Może liczyła, że to ja wyjdę z inicjatywą. Albo nie mogła znieść faktu, że tak bardzo przypominam Vivian. A jednak z jakiegoś powodu mnie wzięła, oddała mi jej pokój. Niczego już nie rozumiałam. Miałam tak dużo pytań. I dziwne przeczucie, że odpowiedzi może znać Harriet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz